Na zegarze wybiła właśnie północ. Cały szpital był pogrążony
w twardym śnie, nawet pielęgniarze przysypiali siedząc na krzesłach w
korytarzu. Leżał na łóżku z ręką pod głową i wpatrywał się tępo w sufit. Znowu
nie mógł spać i dziś nawet mu to nie przeszkadzało. Nagle usłyszał jakiś
trzask, jakby spadło coś ze stołu. Uniósł się na łokciach i nasłuchiwał dalej.
Kolejny dźwięk, jakiego doświadczyły jego uszy to skrzypnięcie drzwi jednej z
sal. Usłyszał czyjeś szybkie kroki i
pukanie do jego drzwi. Szybkim ruchem ze skoczył z łóżka i poszedł otworzyć. W
drzwiach stała ta dziwna blondynka z naprzeciwka, a jej oczy były śmiertelnie
przerażone. Nie czekając na pozwolenie wepchnęła się do jego sali wciągając go
za sobą i upadła na podłogę. Chłopak jeszcze przez chwilę nie mógł zrozumieć co
się dzieje i przyglądał się badawczo dziewczynie. Jego oczy nagle dojrzały
kapiący czerwony płyn na szare linoleum w jego pokoju.
- Co Ty… - zaczął, na co dziewczyna spojrzała na niego, a po
jej policzkach ciekły strużkami łzy.
- Pomóż mi – wyjęczała. Jongin znieruchomiał. Wpatrywał się
w nią i nagle zapomniał jak się w ogóle powinien poruszać człowiek. – No pomóż
mi! – wycedziła zaciskając zęby. – Nie chcę umierać! – zawyła zaciskając
fragmenty podarte szmatki na nadgarstkach. Brunet w końcu oprzytomniał i
podbiegł do niej. Spojrzał na rany, które miała na obu rękach. Były dość
głębokie, a krew, która z nich spływała wydawało się, że nie ma zamiaru się
zatrzymać. Rozejrzał się po pokoju, wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej jedną ze swoich starych koszulek
i zaczął ją rozdzierać. Wrócił do blondynki i zacisnął jej na nadgarstkach
ucisk z bluzki, jednak to był słaby pomysł. Po chwili fragmenty bluzki były
całe we krwi, która ponownie zaczęła kapać na linoleum. Miał wrażenie, że zaraz
zacznie panikować.
- Jeśli nie chcesz umierać, to dlaczego to zrobiłaś?! –
warknął.
- Nie wiem! – wrzasnęła i zaczęła szlochać.
- Nie jestem w stanie Ci pomóc… - jęknął.
- Musisz! Tylko Ty możesz mi pomóc… - szepnęła. Spojrzała na
swoje ręce, a potem znów na chłopaka. – No pomóż mi ! – wrzasnęła najgłośniej
jak mogła, po czym zaczęła wpadać w lekkie osłupienie. Jej zmysły, traciła nad
nimi kontrolę. Obraz przed jej oczami stawał się niewyraźny, a głos który
powinien dochodzić do jej uszu zanikał. Sylwetka Jongina zaczynała stawać się
niewyraźną plamą, a jego głos… Jakby chłopak mówił coraz ciszej i ciszej…
Jej głowa właśnie miała uderzyć o podłogę, ale klęczący przy
dziewczynie brunet złapał ją w ostatnim momencie. Postanowił się już dłużej nie
zastanawiać. Wziął ją na ręce i wybiegł z pokoju kierując się do gabinetu
doktora Lee. Wpadł do niego nie pukając. Mężczyzna śpiący z głową na biurku podskoczył
i widząc Jongina z Wiktorią na rękach od razu rozbudził się i zerwał na równe
nogi.
- Połóż ją tutaj – wskazał na pryczę stojącą w jego
gabinecie. – Co się stało?! - spojrzał
na bruneta. Gdy Kai położył blondynkę, wskazał jej ręce.
- Spróbuj ją obudzić – nakazał chłopakowi i wybiegł z
gabinetu…
~
Gdy otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Dotarło do niego,
że wciąż jest w gabinecie dr. Lee. Zaczął zastanawiać się, czy znów stracił
przytomność, czy lunatykował. Wtedy go olśniło. Podniósł się na równe nogi, a
widząc lekko siwego mężczyznę, który chował twarz w dłoniach opierając się o
biurku podbiegł do niego i zaczął nim szarpać.
- Co z Wiktorią? Żyje?! – krzyczał. Doktor ocknął się z
zadumania i spojrzał nieprzytomnie na chłopaka. Poklepał go tylko po ramieniu.
- Dobrze się wczoraj spisałeś. – uśmiechnął się i podszedł
do szafki z lekami. Zaczął w niej czegoś szukać. Jongin opadł bezwiednie na
jego krzesło i wpatrywał się w ścianę.
- Nie żyje – zaczął – tak?
- Kto? Wiktoria? – lekarz w końcu zwrócił uwagę na to, o
czym mówił chłopak. Uśmiechnął się. – Żyje.
Na te słowa brunet odżył i wstał.
- Przenieśli ją tylko do innego szpitala. Teraz jest pod
okiem specjalistów, którzy w nocy ratowali jej życie. Zasnąłeś, gdy tylko
wynieśli ją na noszach… Nic nie pamiętasz? – brunet pokiwał przecząco głową i
ponownie usiadł na pryczy. – To dziwne. – stwierdził doktor, zajął miejsce za
biurkiem. – Idź na śniadanie. Na pewno jesteś głodny.
Chłopak przytaknął i wyszedł. Poszedł do stołówki, gdzie już
prawie nie było ludzi, a na jego miejscu wszystko było jak należy. Usiadł i
zobaczył puste miejsce przed sobą. „Więc już jadła…” pomyślał. Zabrał się za
konsumowanie owsianki i tostu. Zmęczony wczorajszymi przeżyciami wrócił do
swojej sali i usiadł przy biurku. Wyjął notes i naszkicował na nim koło. Obok
koła kolejne i następne. W końcu zakreślił w złości całą kartkę.
- Nudzi mi się. – jęknął sam do siebie i wziął się za
czytanie kolejny raz tej samej książki. Znowu, ale tym razem coś z niej
pamiętał. Zapamiętał imię głównej bohaterki. Było mu znajome, więc z łatwością
mógł je kojarzyć teraz z tą książką. „Diana” – powtórzył w myślach po
przeczytaniu kolejnego zdania. Uśmiechnął się i czytał dalej.
~
Przespał całe popołudnie, więc kiedy po kolacji przyszedł
czas na udanie się do swoich pokoi, to on wcale nie miał na to ochoty. Prosto
ze stołówki udał się na świetlice, usiadł przy rozpalonym kominku i rozsiadł
się wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami. Siedział tak przez chwilę, w końcu
otworzył oczy i chciał wstać. Jego uwagę przykuła siedząca na parapecie
dziewczyna. Okno było uchylone, przez co do pomieszczenia wpadał chłodny powiew
wiatru. Przyjrzał jej się uważniej i chciał coś powiedzieć, ale dostrzegł, że
szatynka ma zamknięte oczy.
- Śpisz? – szepnął podchodząc do niej. Nie otrzymał
odpowiedzi, a dziewczyna jedynie zaczęła się ruszać przez sen tak, jakby chciała
odwrócić się na drugi bok. Jednak parapet był zbyt wąski… Jongin nie wiedział,
że jego ciało tak szybko potrafi reagować. Przytrzymując ją w powietrzu między
parapetem, a podłogą zaczął zastanawiać się co teraz. Usłyszał za sobą kroki.
Obejrzał się, a jego oczom ukazał się doktor Lee. Mężczyzna uśmiechnął się
tylko i spojrzał na zegarek.
- Zanieś ją do pokoju. – nakazał i wyszedł zostawiając
bruneta ze śpiącą dziewczyną. Kai spojrzał na nią i biorąc ją na ręce
wyprostował się i wyszedł ze świetlicy. Kroki skierował prosto do jej pokoju.
Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i delikatnie położył ją na łóżku.
Usiadł na jego brzegu i zaczął przyglądać się szatynce. Uśmiechnął się i
odgarnął jej z twarzy niesforny kosmyk długich włosów. Rozejrzał się po pokoju.
Był pomieszczeniem promiennym, gdzie ściany były w kolorze bladej brzoskwini, w
oknie wisiały czyste firanki przysłonięte do połowy zasłoną w tym samym
kolorze, co ściany. Na biurku leżało pełno książek i gruby notatnik z fioletową
okładką. Była też sterta białych,
zarysowanych kartek wyrwanych ze szkicownika. Podszedł do nich i zaczął je
przeglądać. Na co drugiej był on, złapany w różnych sytuacjach. Na jednym z
rysunków siedział na fotelu, na innej stał na korytarzu, a na jednej z kartek,
leżącej na boku była pusta sala i w prawym górnym roku napis „This Moment”. Wyglądała
na salę z lustrami… „Tańczy?” – pomyślał. Odłożył kartki i usiadł z powrotem na
jej łóżku.
- Co tu robisz? – szepnął sam do siebie i przesunął
opuszkami palców po jej policzku. Uśmiechnął się i wstał, by wyjść, jednak
szatynka ścisnęła jego dłoń i przytuliła ją do policzka. Jongin spojrzał na nią
i początkowo próbował uwolnić rękę z uścisku, ale po którejś z kolei próbie
zrezygnował. Nogą przyciągnął sobie fotel spod ściany, usiadł i zasnął.
Otworzył oczy, które spotkały się z promieniami porannego
słońca wpadające przez nie do końca zaciągnięte zasłony. Przypomniał sobie
wczorajszy wieczór i automatycznie się uśmiechnął. Spojrzał w stronę łóżka
dziewczyny pewien, że ta wciąż śpi. Jednak jego oczy napotkały skuloną postać
opierającą się o ścianę. Miała szkicownik w ręku i ołówek. Uniosła głowę znad
kartki i zobaczyła wpatrującego się w nią chłopaka.
- Nie ruszaj się jeszcze przez chwilę. Zaraz skończę –
oznajmiła i uśmiechnęła się pod nosem. – czy mógłbyś jeszcze na moment zamknąć
oczy?
Jongin skinął, ułożył głowę tak jak wcześniej i zamknął
oczy. Po chwili usłyszał szmery i delikatny głos dziewczyny.
- Gotowe. – uśmiechnęła się nieśmiało. – Co robiłeś w moim
pokoju? – spytała. Brunet spojrzał na nią i wyprostował się.
- Zasnęłaś wczoraj na parapecie w świetlicy… Spadałaś, więc
Cię złapałem i przyniosłem tutaj… Potem… złapałaś moją rękę i nie miałem serca
Cię obudzić… - wyjaśnił robiąc co jakiś czas krótką pauzę między zdaniami.
Diana miała już coś powiedzieć, ale po pomieszczeniu rozległo się pukanie do
drzwi, w których po chwili pojawił się pielęgniarz Marcus. Spojrzał na
rozmawiającą dwójkę i zmarszczył brwi.
- Twoja mama przyszła. Czeka w świetlicy. – oznajmił dziewczynie,
po czym wyszedł. Na te słowa szatynka zbladła, co nie uszło uwadze Kaia.
- Coś się stało? – spytał.
- Nie ważne… Nie chcę jej widzieć…
- To nie idź… - szepnął widząc podnoszącą się z łóżka
dziewczynę. Ta tylko się uśmiechnęła i już miała wyjść, ale zatrzymała się
nagle i dobiegła do niego. Jej oczy rozbłysły nadzieją.
- Pójdziesz… - zawahała się. – Pójdziesz ze mną? – spytała cichutko
kucając przy fotelu. Jongin spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego mam iść z Tobą?
- Później… Eh… Później Ci wytłumaczę. Po prostu pójdziesz ze
mną? Nie musisz nic mówić, po prostu chciałabym, żebyś tam był…
Spuściła głowę i zaczęła bawić się sznurkiem od kaptura
swojej bluzy pewna tego, że ją wyśmieje i będzie kazał iść samej. Brunet wstał,
poprawił koszulkę gładząc ją dłońmi i uśmiechnął się ciepło.
- To co? – Diana spojrzała na niego pytająco. – Idziemy? –
na to pytanie twarz dziewczyny rozświetlił promyk radości. Stanęła na równe
nogi i przytaknęła, a uśmiech nadal nie znikał z jej twarzy…